Masz czasem tak, że zafascynuje Cię jakiś temat? Że trafiasz na coś, co od początku czujesz, że jest bliskie Twemu sercu i Twoim przekonaniom? Ja tak miałam kilka lat temu, jak zaczynałam stawiać swoje pierwsze kroki w branży wirtualnej asysty. A od kilku tygodni mam podobnie, gdy zafascynowałam się minimalizmem. :)
Normalnie tak bliska jest to memu sercu filozofia, że chyba mianuję minimalizm swoją nową religią.
Pewnie nie raz spotkałaś się już z tym pojęciem i pewnie (tak jak i ja) piąte przez dziesiąte wiesz, o co w tym wszystkim chodzi. Że niby mało rzeczy trzeba mieć w domu i takie tam. I że wszystko ładnie poukładane i tego… no. I wiedziałam też, że nie chodzi tu o nurt w sztuce. ;) Jeśli wiesz tyle, co ja na początku, to już tłumaczę: minimalizm to ideologia, która przejawia się w określonym stylu życia. I nie polega ona tylko na redukowaniu liczby posiadanych przedmiotów. To cała filozofia, która mówi jak żyć, co jeść, czym się otaczać i jak organizować swoje sprawy, żeby poprawić jakość swojego życia. Dosłownie.
Minimalizm a codzienność
Minimalizm to znacznie więcej niż tylko ograniczenie liczby posiadanych rzeczy. To podejście do życia, które obejmuje wiele jego aspektów. Okazało się, że i inne obszary mojego życia są bliskie tej filozofii:
- Zdrowe odżywianie. Minimalizm w kuchni oznacza nie tylko unikanie przetworzonej żywności, ale także robienie przemyślanych zakupów, aby uniknąć marnowania jedzenia. Przykładem może być planowanie posiłków na cały tydzień, co pozwala kupować tylko to, co jest naprawdę potrzebne. Dzięki temu nie tylko oszczędzamy pieniądze, ale też dbamy o planetę, zmniejszając ilość odpadów. Moje codzienne zakupy zaczęły opierać się na lokalnych, sezonowych produktach – mniejsze ilości, ale lepszej jakości.
- Dbanie o środowisko naturalne. Minimalizm w tym obszarze oznacza podejmowanie świadomych decyzji, które mają na celu zmniejszenie naszego śladu węglowego. To nie tylko segregacja śmieci, ale również wybór używanej odzieży zamiast kupowania nowych rzeczy. Od lat ubieram się w second handach i znajduję tam prawdziwe perełki, które służą mi do dziś. Jest to odzież zdecydowanie lepsza jakościowo niż ta, którą kupowałam w sieciówkach. Dodatkowo, ograniczenie konsumpcji sprawia, że nie wspieramy nadmiernej produkcji przemysłowej, która obciąża środowisko.
- Czerpanie radości z kontaktu z naturą. Często nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele korzyści przynosi spędzanie czasu na świeżym powietrzu. Zamiast kisić się w centrach handlowych czy na zakupach, wybieram spacery po lesie, czy piesze wycieczki w góry. Kontakt z naturą daje mi poczucie spokoju i pozwala na chwilę oderwania od codziennych obowiązków. Nawet krótkie spacery wokół osiedla mogą przynieść zastrzyk endorfin.
- Ograniczenie ilości posiadanych przedmiotów. To punkt, który dla wielu osób jest synonimem minimalizmu. Ale co to naprawdę znaczy? Na przykład, ograniczenie liczby ubrań w szafie do tych, które naprawdę nosimy, sprawia, że codzienne wybory stają się prostsze. Sama zdecydowałam się na tzw. garderobę kapsułową, w której wszystkie ubrania pasują do siebie, co oszczędza czas na wybór odpowiedniego zestawu. Ponieważ pracuję w domu, na co dzień poruszam się w dresach, bo wygoda jest dla mnie najważniejsza i nikt mi nie powie, że żeby motywować się do codziennych obowiązków trzeba się przebierać, by przestawić się w tryb “praca”. :)
- Podróżowanie z minimalną ilością rzeczy. Kiedyś pakowanie walizki na wyjazd oznaczało godzinne zastanawianie się, co zabrać, a co zostawić. Teraz stawiam na uniwersalne ubrania, które mogę łączyć na różne sposoby, oraz minimalna ilość kosmetyków.
W minimalizmie chodzi o to, aby życie było prostsze i pełniejsze. By zredukować chaos i skupić się na tym, co naprawdę się liczy. To sposób, aby świadomie podchodzić do każdej decyzji, którą podejmujemy, a co za tym idzie, czerpać radość z mniejszych, bardziej znaczących kwestii. Na przykład, zamiast kupować kolejną rzecz do domu, wolę zainwestować w doświadczenie – wyjście do kina, wspólny obiad z przyjaciółmi czy weekendowy wypad za miasto. Innymi słowy – filozofia minimalizmu sprowadza się do bycia zadowolonym z tego, co się ma, bez próby dorównywania innym ludziom. W dzisiejszych czasach, kiedy reklamy i media społecznościowe zasypują nas wizją idealnego życia pełnego przedmiotów, minimalizm przypomina nam, że prawdziwe szczęście tkwi w prostocie i w tym, co autentyczne.
Jak u mnie wyglądało wdrożenie minimalizmu?
Zaczęłam od porządkowania (i tak już małej ilości) swoich rzeczy. Miałam ułatwione zadanie, ponieważ sporo gratów poszło do wywalenia przy ostatniej przeprowadzce. Przejrzałam szafę z ubraniami, mnóstwo wywiozłam do jednej z fundacji. Poprzeglądałam książki i wybrałam te, których postanowiłam się pozbyć. Zrobiłam porządki w segregatorach z dokumentami i tym papierom, które miały już swoje lata, ale obawiałam się je wyrzucić, zrobiłam zdjęcia. A oryginały wywaliłam. ;) Uporządkowanie otoczenia sprawiło mi sporą radość i dało taką dziwną, nieokreśloną lekkość w sercu. :)
Jakie widzę plusy minimalizmu?
Mniej psychicznego i fizycznego balastu, mniej bibelotów na których zbiera się kurz. Mniej utykania w meble przy odkurzaniu. Mniej ubrań = mniej szaf. Mniej wydawania na pierdoły = więcej pieniędzy można przeznaczyć na spędzenie miło czasu z bliskimi. Mniej bałaganu = mniej stresu i przestrzeń, gdzie dużo lepiej się odpoczywa.
Minimalizm to coś więcej niż tylko ład i porządek. To mentalna ulga, którą odczuwa się na co dzień. Dzięki tej filozofii mogę lepiej odpoczywać, a moja przestrzeń staje się miejscem, które sprzyja skupieniu i relaksowi.
Wprowadzenie minimalizmu w życie może wymagać trochę czasu i pracy, ale daje ogromne korzyści – od większej ilości wolnej przestrzeni po bardziej spokojne i satysfakcjonujące życie. Jeśli czujesz, że to może być coś dla Ciebie, spróbuj. Zacznij od małych kroków.
Polecam na początek dwie książki: Leo Babauta „Minimalizm. Żyj godnie z filozofią minimalistyczną” oraz Anna Mularczyk-Meyer „Minimalizm dla zaawansowanych”. I oczywiście, warto obejrzeć film na Netflixie „Minimalizm. Czas na mniej”.